Zerknął na drobną dziewczynę. Oparła się delikatnie o jego ramię. Zrużył fiołkowe oczy myśląc nad jej prośbą.
- To długa historia. - zaczął próbując wymigać się od tematu. Poruszyła
delikatnie dłonią rzucając mu proszące spojrzenie. Westchnął cicho
zastanawiając się od czego ma zacząć.
- Urodziłem się w bogatej rodzinie...- rzucił na początek jakby z
zamyśleniem. Podniosła wzrok czekając na historię. Przez chwilę
przypominała mu małą dziewczynkę, która nie może doczekać się baśni na
dobranoc. Jaka szkoda, że opowieść Daryla w ogóle nie przypominała
bajki.
- Moja matka zmarła gdy miałem siedem lat...nie pamiętam jej zbyt
dobrze ale wiem że strasznie to przeżyłem. Po jej śmierci zacząłem
sprawiać co raz większe problemy wychowawcze. Nie miałem oparcia w ojcu.
Właściwie nigdy się mną nie interesował. Kiedy po poważniejszych
atakach choroby trafiałem do szpitala, on nawet mnie nie odwiedzał.
Zastanawiam się czy kiedykolwiek byłem dla niego częścią rodziny...
Szukałem uwagi u innych osób a najlepszym sposobem aby to zrobić jest
wywołanie afery. Nigdy nie miałem w tym umiaru. Podpaliłem dwa domy i
podłożyłem ogień pod jakiś urząd. Spłonęło pięć osób w tym kobieta i
dziecko. - ciągnął opowieść. Wbił fioletowe spojrzenie w ich splecione
dłonie. Opowiadał wszystko bez cienia emocji, w środku jednak czuł jakby
rozdrapywał stare rany. - Miałem jedną, jedyną przyjaciółkę, która
znosiła mój charakter. Zachorowała na białaczkę. Na łożu śmierci wyznała
mi że ten cały czas udawała. Płacono jej za dotrzymywanie mi
towarzystwa. Dopiero jak zginęła, zrozumiałem, że ją kochałem. Cały ten
czas który razem spędziliśmy był kłamstwem. Arcana wybrała mnie w wieku
dziesięciu lat. Zacząłem korzystać z nowych umiejętności nie zważając na
konsekwencje, których właściwie nigdy nie odczułem. Kiedy miałem
siedemnaście lat przyłapałem ojca z kochanką. Mimo tak słabego kontaktu z
nim, sytuacja dość mocno mną wstrząsnęła. Nie chodziło mi nawet o
niego. Poczułem jakby zdradzał matkę. To głupie prawda? W końcu nie żyła
od dziewięciu lat... Rozstrzelałem go za to. I tą całą Emily także.
Sprawiło mi to przyjemność. W chwili śmierci mieli idiotyczne miny.
Wiem, że brzmi to okrutnie ale poczułem się dzięki temu lepiej...
Uciekłem z domu. Zrobienie czegoś takiego nie uszłoby mi na sucho. Zanim
się zorientowałem byłem już w ośrodku. To wszystko. - zakończył. Rosie
siedziała przez chwilę w ciszy. Dopiero wtedy zauważył jak blada się
stała. Odetchnął cicho zakłopotany. Przecież sama chciała poznać tą
historię... Przymknął oczy i ostrożnie otoczył dziewczynę ramieniem.
Drgnęła zaskoczona tym gestem. Blondyn odwrócił wzrok. Tylko w ten
sposób umiał ją pocieszać. Gdyby musiał robić to słownie, najpewniej
nawet nie chcący mógłby powiedzieć coś nie miłego...
( Rosie ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz