sobota, 14 marca 2015

Od Heaven'a - C.D Riuki'ego & Charli'ego

Kiedy naukowcy po raz kolejny wezwali mnie do głównej siedziby Rimear Center, miałem szczerą ochotę pozabijać ich wszystkich z osobna. Niedawno z powodu niewielkiej awarii systemu z bazie danych usunęły im się informacje o ponad 200 project'ach (w tym także moje). Dlatego gdy po raz setny musiałem udać się do tego śnieżnobiałego, rażącego po oczach budynku myślałem jedynie o użyciu swej umiejętności specjalnej oraz zrównania tych ludzkich wywłok z ziemią. Mierzyli mnie, ważyli, pobierali krew... czułem się jak na podstawowych badaniach w gimnazjum. Nawet do gęby mi zaglądali, wcześniej wsadzając do niej ten głupi, drewniany patyczek. Prawie zwróciłem śniadanie.
Dwie godziny później, po masie innych badań (oszczędzę szczegółów, bowiem czytają to nieletni) pozwolono mi wreszcie opuścić teren budynku. Odetchnąłem z ulgą, ale to nie zmienia faktu, że przez całe ciało przechodziły mi ciarki. Drogę po schodach pokonałem niemal truchtem, niczym Spiderman zeskakiwałem z piętra na piętro. Ha, jaki parkour! Wychodząc znowu między zielone alejki ośrodka wcale nie poczułem się lepiej. Miałem mdłości i było mi słabo. Postanowiłem, że najlepiej będzie udać się do domu, łyknąć jakieś leki na żołądek i się porządnie wyspać. Przez ostatni tydzień musiałem wstawać bardzo wcześnie... Byłem wykończony. Dosłownie padałem na pysk. Do mojego apartamentu wcale nie taka długa droga, ale w tamtym momencie czułem się niczym maratończyk biegnący do mety. Wydawało mi się to tak cholernie wielką odległością... Ruszyłem swoje cztery litery, leniwym krokiem człapiąc w stronę miejsca zamieszkania.

~*~

Jako, że winda się zepsuła (ah... ta technologia) zmuszono mnie do kolejnego wchodzenia po przeklęty schodach. Przeklnąłem w myślach, a potem uwolniłem je z głowy w postaci głośnego krzyku. Na szczęście na korytarzu nie przechadzała się żadna, ludzka duszyczka. A nawet jeśli ktoś krył się za ścianą z pewnością już dawno spinkalał w stronę wyjścia lub swojego apartamentu. Przyśpieszyłem kroku - jedyne o czym teraz marzyłem jest zatopienie twarzy w mięciutką poduszkę. Prawie czołgałem się po podłodze, dosłownie wlokłem nogi za sobą... do czasu gdy usłyszałem charakterystyczne kroki (buty obite metalem hehe). Naukowcy! Kurna, tylko nie to! Od razu odżyłem, dostałem takiego niebywałego sprinta, że uciekając przez piętro aż się za mną kurzyło. Z prędkością światła wbiegłem na właściwe, zdyszany podchodząc do drzwi.
Położyłem dłoń na klamce i kiedy tylko zaświeciło się zielone światełko sygnalizujące odbolokowanie zamka, wszedłem do środka. A tam... o Boże!
Jakiś brunet leżący na kanapie naprzeciwko wejścia do pokoju, a nad nim wysoki, srebrnowłosy chłopak z dziwną opaską na twarzy. Zanim odwrócili głowy na dźwięk otwieranych drzwi, wydawało mi się, że są w siebie porządnie wpatrzeni. Poczułem się trochę dziwnie, zastając tą dwójkę w tak dwuznacznej sytuacji.
- Wybacznie, chyba pomyliłem pokoje... - próbowałem coś powiedzieć, ale było mi strasznie głupio.
A jak im przerwałem coś BARDZO ważnego? W takim momencie? Normalnie w takiej chwili wybuchłbym głośnym śmiechem, ale śmiertelna powaga malująca się na twarzy wyższego wręcz paraliżowała.


<Riuki? Charlie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope