Blondyn spojrzał w lustro podziwiając swoje odbicie. Uśmiechnął się
czarująco do własnego oblicza. Chwilę potem wrócił do normalnej dziennej
krzątaniny. Właściwie nie do końca normalnej. Daryl kręcił się po
pokoju i sprawdzał czy broń jest na swoim miejscu. Nikt nie był w stanie
odpowiedzieć, skąd młody chłopak ma takie rzeczy. I dlaczego nie
zostały natychmiast skonfiskowane przez naukowców. Stanął przy drzwiach,
prawie gotowy do wyjścia. Złapał swój ukochany pistolet, i schował go
do futerału przy pasku. Odbezpieczony, bo w końcu nie wiadomo co może
się zdarzyć. Na przykład jakby kogoś zastrzelił bez broni palnej?
Otworzył drzwi swojego apartamentu, wychodząc na korytarz. Następnie
efektownie trzasnął nimi, tak że wszystkie spojrzenia skierowane zostały
na niego. Był w centrum uwagi, a przecież o to mu tylko chodziło. O ten
podziw w oczach słabszych od niego. Beznadziejnych ludzi, podobnych
bardziej do bydła niż do osób. Ich zachwyt i bezwzględny posłuch
wprawiały go w dobry humor. Daryl ruszył na niższe piętro pełen
samozadowolenia. Dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Zeskoczył
zgrabnie z ostatnich schodków. W okół niego przechodzili zajęci swoimi
sprawami mieszkańcy ośrodka. Chłopak dotknął opuszkami palców karty,
schowanej przy pistolecie. Zawsze wolał się upewnić, czy jest ona we
właściwym miejscu.
Ruszył przed do przodu rzucając przechodniom bystre spojrzenie
fiołkowych oczu. Tak jak się spodziewał, posłusznie schodzono mu z
drogi. Najwyraźniej wyczuwali, że lepiej z nim nie zadzierać. Kątem oka
dostrzegł niską dziewczynę. Stała w kącie ze spuszczoną głową
najwyraźniej czekając, aż największy tłum opuści korytarz. Nagle, bez
żadnego ostrzeżenia ruszyła przed siebie, najwyraźniej z zamiarem
opuszczenia tego miejsca. Cóż, prawie jej się udało. W pośpiechu nie
zauważyła samotnego blondyna, który stanął jej drodze. Uderzyła w niego,
po czym upadła na ziemię. Spojrzał na nią, fioletowymi oczami, z
początku pełnymi zadumy.
- Uch...przepraszam...- wyjąkała próbując się podnieść. Twarz chłopaka
wykrzywił grymas złości. Bez żadnych skrupułów podciął wstającej
dziewczynie nogi, tak że znów znalazła się na podłodze. Otworzyła
szeroko, sarnie, przestraszone oczęta.
- Jak łazisz?!- warknął nie przyjaźnie i wymierzył w nią bronią. Zbladła
przerażona jego gwałtowną reakcją. To mu się podobało. Gdy wzbudzał
strach, czuł się jakby jednocześnie zyskiwał szacunek. Ludzie z
korytarza w większości znikli, a ci którzy zostali odwrócili spojrzenia,
najwyraźniej nie chcąc mieszać się w konflikt.
- Nie...strzelaj...proszę...- wyszeptała drżąc jak listek na wietrze. Jej blada dłoń powędrowała do kieszeni.
- Łapy precz od Arcany!- syknął. Cofnęła pospiesznie rękę. - Jak
będziesz coś kombinować to odstrzelę ci łeb! Myślisz że nie dam rady?!-
dodał. W oczach jego ofiary zabłysły łzy. Poczuł satysfakcję. Osiągnął
to co chciał. Właściwie to nie planował dzisiaj nikogo mordować, choć
gdyby dziewczyna zrobiła coś nie po jego myśli - nie wahałby się
pociągnąć za spust.
- Jak się nazywasz?- zapytał już nieco spokojniej jednocześnie opuszczając broń. Schował pistolet do futerału.
- Rosie...-wydukała. Pochylił się i złapał ją za ramię ciągnąc do góry i
stawiając na nogi. Jej oddech był ciężki i urywany po stresie, który
pojawił się przez pistolet wycelowany w głowę. Puścił ją nie zwracając
uwagi na to czy stoi, czy też znowu ląduje na ziemi.
- Daryl. - rzucił tylko w ramach przedstawienia.
< Rosie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz